Znowu to samo. Minęło sporo czasu od ostatniej wiadomości tutaj. Muszę sobie chyba zapisać gdzieś przypomnienie, żeby coś krzyczało do mnie „Notka leniu!”. Mógłbym napisać, że przez ten czas nic nie robiłem i ogólnie nic z planów walki o sylwetkę i zdrowie nie wyszło… Ale rozminąłbym się z prawdą.

Przez ten rok zacząłem bardzo powoli brać do siebie plan diety i treningów. Początki pewnie u wszystkich wyglądają tak samo – wielka motywacja i trzymanie się wytycznych. U mnie nie było inaczej. Z małym „ale”, bo w moim przypadku trafiała się ciągle okazja do zmiany planów. Była praca, była impreza rodzinna, było spotkanie ze znajomymi. Ciągłe wymówki. Dopiero rok temu zacząłem zwracać uwagę na to co ląduje na moim talerzu. Zrezygnowałem z przekąsek z podwójnego żółtego mostu i tego podobnych miejsc. Ograniczyłem cukier i napoje gazowane, które powinny być sprzedawane w kilogramach, a nie litrach. Było to ciężkie do zrobienia, ale doszedłem do tego, że zmieniam to tu i teraz – inaczej tego się zrobić po prostu nie da. Dodatkowym problemem było to, że mieszkając z dziewczyną naturalne są wspólne posiłki. Nie udało mi się jej przekonać do mojej michy, więc pozostało mi gotowanie samemu. O gotowaniu jeszcze napiszę coś więcej w przyszłości.

Mój pomysł na ten blog? Z założenia ma to być spis rzeczy i przemyśleń związanych z odchudzaniem się i katharsis ze zwykłego odżywiania do drogi, zawsze mnie bawi to określenie, fit. Niebawem zmieni się szata graficzna, a wraz z nią wejdzie taka mała funkcja – dziennik. Chcę co tydzień w poranek dnia nietreningowego robić pomiary i wrzucać je tutaj wraz z aktualny zdjęciem sylwetki. Będzie trochę przemyśleń, ale też historii z mojego życia jak dotarłem tu gdzie obecnie się znajduję, co mną kierowało, gdy doszedłem do wniosku, że działam.

Do przeczytania w następną niedzielę.