Ha! Nie spodziewaliście się mnie tutaj tak wcześnie! Nie minął rok, kwartał, ani nawet miesiąc, a nowa notka ląduje tutaj na blogu.

Dzisiaj chciałbym z Wami porozmawiać, albo bardziej opisać, dlaczego tutaj jestem i  skąd w ogóle pomysł (poza obecnie panującą modą) na to, żeby się redukować. Opowiem Wam kilka historii, które przybliżą Wam ten temat.

Pierwsza, będzie chyba najdłużej opisaną… Byłem w związku z moją dziewczyną już chyba rok. Postanowiła mnie hucznie przedstawić swoim rodzicom, więc cóż było robić – ogarnąłem się najlepiej jak się dało i pojechaliśmy. W Wadowicach mieliśmy przesiadkę, więc korzystając z okazji postanowiłem, że z pustymi rękami jechać nie wypada. Zaczęliśmy buszować po sklepach. Przechadzając się od jednego do drugiego nagle zostałem wciągnięty niezwykłą siłą do sklepu warzywnego. Zastanawiałem się „Co ja mam im tutaj niby kupić?”. Okazało się, że cała sytuacja miała miejsce, bo moja luba zobaczyła kogoś znajomego, czy to z rodziny, czy może byłego, nie dowiedziałem się tego do dziś i postanowiła mnie ukryć. Mój wygląd był dla niej tak krępujący, że musiała mnie wpakować do sklepu z pomidorami, żeby ludzie się o mnie nie dowiedzieli. Najistotniejszych bodźcem był dla mnie wstyd i niewyobrażalny poziom zażenowania, który w tym momencie poczułem i nie mogę się tej emocji pozbyć do dziś. Wtedy podjąłem pierwsze kroki i próby w walce o nowego ja (niby sezon na Nowego Ja jest zawsze w styczniu, ale ja mam problemy z kalendarzem chyba). Przez cały czas bycia razem nie usłyszałem nigdy pochwały za mój trud czy próby. O motywacji nie było nawet mowy. Jedyne co mnie spotkało od najbliższej osoby to żarty i zakłady o to ile czasu uda mi się w tym wytrwać.

Druga kwestia, która była dla mnie motywacją to chęć posiadania odpowiedniej figury (brzmi mega męsko, wiem) na swoje wesele. O ohajtaniu się z moją dziewczyną pomysł w głowie siedział mi od samego początku związku, ale jakoś moje próby zniwelowania siebie szły często w piach. Tutaj mamy bardzo bliski związek w pierwszym powodem – wstyd. Nie mój.

Trzecią rzeczą, która mnie popchnęła do tego wszystkiego to kwestie zdrowotne. Moi rodzice po tym ziemskim padole nie chodzili zbyt długo i też mieli problemy z wagą. Pomyślałem sobie, że kiedyś będę ojcem i fajnie byłoby także doczekać dziadkowania.

Czwartym elementem w tej układance była chęć zrobienia niespodzianki mojej nigdy-nie-wierzącej-we-mnie dziewczynie. Była po studiach i postanowiła polecieć do Anglii za „piniondzem” na jakiś czas. Ogarnęliśmy wszystkie sprawy i wróciłem do Polski. Postanowiłem, że zrobię jej niespodziankę i będę ostro pracował nad sobą, żeby na jej powrót powitanie zrobić w połowie siebie. Plan bardzo dobry, ale nie wypalił, bo znalazła sobie wszystko co miała tutaj tam na miejscu. Pomijając to nadal trzymam to jako coś co mnie pcha do przodu.

Piątym i chyba najbardziej egoistycznym było to, że chciałem/chcę pokazać ludziom, którzy nie pokładali we mnie nadziei, że jednak dałem radę.

Ktoś z Was powie, że powody totalnie z czapy, albo że sami na poczekaniu znaleźli by dziesięć lepszych, ale… Co z tego? Ja mówię tutaj o sobie. To dla mnie istotne, że to właśnie one wprawiły w ruch tę maszynę o wadzę 125kg.

Ruszyła maszyna, nikt jej nie zatrzyma…