Dzyń, dzyń, dzyyyń!

Teoretycznie powinny tutaj w tle być zdjęcia bałwanków, a w tle (tja… tle tła) wielka  ilości śniegu. Niestety – bałwan wyjdzie jedynie z błota, a zamiast śniegu musi nam wystarczyć zaledwie polana chłodną wodą trawa. Ale jak to mawiajo „it is how it is” 🙂

Z poprzednich wpisów wiecie gdzie i jak będę spędzał święta. Tak na szybko – u Teresy w domu rodzinnym. Przyleciała w środę wieczór i już następnego dnia była w domu. Ja tradycyjnie zarobiony po pas, więc dopiero wczoraj udało mi się tutaj dostać. Kiedyś nie wyobrażałbym sobie, że moja „teściowa” będzie mnie chętnie gościć na święta, albo że będzie ze mna dyskutować o czymkolwiek. Cóż mogę powiedzieć – miło 🙂

Zapytacie mnie „Te, ale słodzisz tu cudowną atmosferą rodzinną, a w tytule smęcisz coś o dziegciu… To jak to wreszcie jest?”. Punkt dla Was. Ową kroplę psującą całość podzielmy na dwie rzeczy.

Pierwsza część wiąże się z moimi cechami charakteru – jako lew lubię słuchać pochwał, być doceniany… Dlatego jak usłyszałem, że nie widać efektów moich działań to ten wewnętrzny lew dostał ogłuszacza, a jego grzywa została przycięta na jeża 😉 Specjalnie nawet na wigilię ubrałem koszule z zeszłego roku, która wtedy się opinała, a dziś zwisała w obszarze oponowo-brzusznym 😉 No nic. Trzeba się przyzwyczaić, że w tej kwestii nie mam dalej co liczyć na wsparcie ze strony Teresy…

Drugą część kropli dziegciu jest dystansowanie się Teresy w tej całej sytuacji do mojej osoby. Jakoś tak ciężko pogadać czy o coś zapytać – dla mnie to totalnie niezrozumiałe. Może z czasem uda mi się to jakoś wyjaśnić. W sumie będzie ku temu sporo okazji, bo lecimy do niej 29tego i zostaję tam na kilka dni. Fajnie byłoby wiedzieć jednak wcześniej, że idzie do pracy już 31 i ma zmiany po 12h do 4 stycznia. Trudno – bilety kupione. Najwyżej popracuję sobie więcej niż normalnie 😉

A tak na koniec i to bez zbędnego owijaaaaania w masę papierków… WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO! 🙂