Minęło 428 dni, czyli 10272 godziny, co po przeliczeniu daje 616320 minut. Wszystko to sprowadza się do tego, że od ostatniej wiadomości tutaj uciekło blisko 36979200 sekund. Przez 99,9% tego czasu każda z nich została zmarnowana w temacie mojej walki z wagą, a wystarczyła tak naprawdę jedna, aby zacząć działać. Zrobić coś z tym problemem.

Ostatnio, pisząc notkę brzmiałem jak osoba, która zdecydowanie będzie dążyć do obranego celu. Było dużo zapału, który przygasiła szara codzienność. Co się zmieniło przez ten czas? W sumie w kwestii mojej wagi nic. Urosnąć, też nie urosłem, więc BMI na tym samym poziomie. Posłuchałem trochę uwag od ludzi dookoła. Może lepiej odda to stwierdzenie, że usłyszałem je po raz pierwszy sam. Drobne uwagi, docinki, sugestie, spojrzenia. Dopiero suma tego wszystkiego daje naprawdę dużego kopa do tego, aby działać.

Czy to pierwsze podejście do powrotu na front? Nie. Ale o tym napiszę przy innej sposobności.

Powrót wreszcie ma miejsce. Czuję się niczym Takamori Saigo w trakcie powstania z padołu niechęci i braku motywacji do pracy nad sobą. Druga wizyta na siłowni za mną, trener osobisty i praca, praca, praca. Będę starał się informować Was nie tylko o tym jak mi idzie, ale także będę się chciał z Wami dzielić moimi myślami, obserwacjami i motywacją.

Wybaczcie, że w matematyczny sposób dzisiaj piszę, ale liczby nie kłamią.